Dotychczasowa narracja głównej partii opozycyjnej była spójna i sensowna. Jako reakcja na kolejną odsłonę afery taśmowej - wezwanie do dymisji rządu motywowane wyczerpaniem się mandatu społecznego do rządzenia. Podobna reakcja na dymisję Marszałka i usunięcie z rządu skompromitowanych ministrów, komentarze, że o rok za późno i że ten rząd nie jest już zdolny do działania.
Trzy dni temu SLD złożyło wniosek o samorozwiązanie Sejmu. I tutaj zaskoczenie, PiS wniosku nie popiera. Logiczną konsekwencją przekonania o wyczerpaniu się mandatu rządzącej koalicji byłoby skrócenie kadencji Sejmu, bo innego rzadu ten Sejm powołać nie jest w stanie. W ramach ukłonu w stronę dużej grupy społecznej oraz dla oszczędności możnaby tak ustawić terminy, żeby wybory wypadły w referendum. Słuchałam Szydło, dzisiaj Brudzińskiego w Kawie na Ławie i nadal jestem w kropce (choć nie nad i).
Czemu ten Sejm trwa mać, rozumie ktoś powód tej nagłej powściągliwości PiS w odsuwaniu PO od władzy?
